„Tiry na tory” – o co w tym wszystkim dokładnie chodzi?

tiry na tory

Początek kampanii „tiry na tory” sięga połowy lat 90. XX wieku. Dokładnie w roku 1996 powstało jej hasło przewodnie, a także miała miejsce pierwsza demonstracja pod Ministerstwem Transportu. Jej podstawowym celem było dążenie do tego, by „TIR-y jeździły koleją”. Popularyzacja transportu kolejowego oraz intermodalnego ma nieść za sobą szereg korzyści dla środowiska, ludzi oraz infrastruktury.

Główne postulaty projektu

Akcja, która trwa od ponad 20 lat ma na celu przede wszystkim:

  • obniżenie kosztów przewozów kolejowych w ramach transportu intermodalnego
  • zmianę statusu PKP Polskich Linii Kolejowych ze spółki handlowej na instytucję rządową Skarbu Państwa
  • wprowadzenie elektronicznego poboru opłat viaTOLL za korzystanie ze wszystkich dróg krajowych oraz część wojewódzkich
  • wznowienie działalności Rady ds. Transportu Intermodalnego przy Ministerstwie.

Działacze nieustannie przygotowują bieżące raporty, organizują konferencje, uświadamiają społeczeństwo o wadze swojego projektu, zyskując coraz większe poparcie.

Zalety wdrożenia zasady „tiry na tory”

Ideą przyświecającą tej operacji jest walka o tzw. lepszy transport. Ma on poprawić obecną sytuację pieszych, kierowców, rowerzystów oraz wszystkich, którzy zmuszeni są oddychać zanieczyszczonym powietrzem.

  1. Przekierowując tiry na tory mamy zwiększyć bezpieczeństwo na drogach. Przytaczane są tu dane dotyczące wypadków z udziałem samochodów ciężarowych oraz innych użytkowników dróg, czyli pieszych, kierowców i rowerzystów.
  2. Poprzez minimalizację zakresu działań transportu drogowego, zmniejszeniu uległby poziom hałasu, z którym musimy się zmagać.
  3. Kolejnym osiągnięciem byłaby znacząca poprawa jakości powietrza. Smog, który z roku na rok coraz bardziej nas przytłacza, przypisywany jest w dużym stopniu właśnie samochodom ciężarowym. Jedna lokomotywa mogłaby zabrać w trasę kilkadziesiąt zestawów, zmniejszając tym samym emisję spalin.
  4. Zgodnie z kampanią „tiry na tory”, transport ciężki powoduje ogromne straty, jakie każdego roku musimy ponosić w związku z niezbędnymi remontami autostrad, jak i mniejszych dróg.

Za przykład państwa, które doskonale poradziło sobie z przerzuceniem znaczącej części transportu drogowego na kolej, stawiana jest Szwajcaria. Przewoźnicy słono płacą tam za użytkowanie dróg, a wnoszone przez nich opłaty, przeznaczane są na wspieranie transportu intermodalnego oraz modernizację infrastruktury kolejowej.

Niedoskonałości projektu

Choć cele są szczytne, kampania „tiry na tory” od 24 lat nie odniosła jeszcze oczekiwanych sukcesów. Wiąże się to z niewłaściwie rozwiniętą siecią linii kolejowych i wysokimi kosztami transportu kolejowego.

Znaczącym problemem jest także czas przejazdu pociągu w stosunku do czasu przejazdu ciężarówki. Auto ciężarowe jadące z Gdyni do Dąbrowy Górniczej potrzebuje ok. 8h na pokonanie tej trasy. W przypadku pociągu należy liczyć ponad dwa razy więcej, bo 17,5h.

Biorąc pod uwagę różnicę w wysokości opłat oraz czasie poświęconym na przejazd, polskich przewoźników i ich klientów nie stać na to, by decydować się na transport kombinowany.

Warto też zauważyć, że organizacja pracy samochodu ciężarowego na kołach, daje więcej możliwości. Auto poruszające się po drodze ma szansę dostosować się do potrzeb klienta i łatwiej jest nim dysponować. To również odgrywa sporą rolę w zakresie finansów.

Nie da się ukryć, że transport kolejowy mocno się rozwinął w ostatnich latach, jednak wciąż trudno powiedzieć, by miał on szansę przejąć większość zadań transportu drogowego. Niewyrównane stawki, czas potrzebny do przewozu ładunku z punktu A do punktu B oraz zbyt rzadka sieć linii  kolejowych wciąż działają na niekorzyść inicjatorów kampanii „tiry na tory”.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.